Autorem artykułu jest Anna Rosłaniec
Z punktu widzenia łasucha już sama nazwa diety nastraja optymistycznie. Oczywistym wydaje się fakt, iż dieta ciasteczkowa opiera się na ciasteczkach. Niestety nie chodzi o zwykłe ciastka, a ciastka dietetyczne, które na dodatek ze zdrowym jedzeniem mają tak naprawdę niewiele wspólnego.
Trudno powiedzieć, czy z czymkolwiek mają coś wspólnego, bo ciastka są mieszanką specjalnie wyselekcjonowanych aminokwasów, witamin i minerałów, ale najważniejsze jest przecież to, że na diecie ciasteczkowej się chudnie, a że potem waga rośnie i to kilkakrotnie ponad poziom sprzed diety jest już jakby mniejszym problemem. To taki typowy dopisek drobnym druczkiem pod bardzo ważną umową.
W każdą dietę podobną do wynalazku pod tytułem "dieta ciasteczkowa" jest bowiem wkomponowany efekt jojo i efektu jojo, w tym konkretnym przypadku, wyeliminować nie sposób. Redukcyjne wynalazki Gdybyśmy potrafili być wobec siebie szczerzy diety zakładające bardzo dużą redukcję kaloryczności posiłków już dawno nazwalibyśmy dietami na przytycie. Na razie jednak wciąż udajemy i oszukujemy sami siebie zwąc je odchudzającymi. Żadna z nich nie odchudza jednak w sposób trwały, ani tym bardziej bezpieczny czy zdrowy.
W trakcie takich diet organizm się broni. Jak? Spowolnieniem metabolizmu, który po zakończeniu odchudzania wcale nie przyspiesza. Dalej jest wolny, a organizm panicznie gromadzi kalorie zmieniając je w tkankę tłuszczową, bo wie, że może mu się trafić okres głodu, tj. okres takich niedoborów kalorycznych, że bez zapasów w tkance tłuszczowej nie sposób będzie przetrwać, o normalnym funkcjonowaniu nie wspominając.
Skąd pomysł na dietę z ciasteczek?
Dieta ta powstała na fali zachwytów plastikiem, a właściwie różnymi syntetykami. Ludzkość zachłysnęła się nimi w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku i trend ten utrzymał się przez dwa dziesięciolecia. Prekursorem syntetycznego odchudzania był Robert Linn (lekarz), który osobom odchudzającym się zalecał spożywanie płynu o nazwie Prolinn, składającego się głównie z protein pochodzących z (uwaga!): produktów ubocznych uboju zwierząt ze skórami i ścięgnami włącznie. Smak napoju wzbogacono słodzikiem i sztucznym aromatem. Dieta odchudzająca zgodnie z zaleceniami Linna powinna składać się wyłącznie z tego płynu. Wyobraźcie sobie jak kończyło się takie odchudzanie!
Dieta ciasteczkowa Sanforda Siegala jest nieco mniej rygorystyczna, bo przewiduje zjadanie sześciu syntetycznych ciasteczek dziennie (to aminokwasy, witaminy i minerały - pozyskiwane z czego? trudno powiedzieć) oraz jednego, normalnego, pełnowartościowego posiłku. Na tej diecie szkody teoretycznie mogą być mniejsze, ale tylko teoretycznie, bo nie ma ona nic wspólnego ze zdrowym żywieniem.
Podobnych diet było w historii ludzkości jeszcze więcej. Jedni cudotwórcy zalecali tasiemce, inni przekonywali do tego, by jeść mydło (sic!). Na każdej diecie zbijano fortuny, a problem otyłości jak istniał ... tak istnieje.
---Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz